Podczas jazdy panowała cisza. Wolałam się nie odzywać. Wiedziałam, że Rufus mi nie uwierzył. Zresztą sama chyba bym nie uwierzyła osobie, która twierdziła by, że znalazła się w serialu telewizyjnym. Turner co jakiś czas spoglądał na mnie, a ja udawałam, że tego nie widzę. No, cóż… Jego mina i oczy mówiły jedno: pomieszało mi się w głowie i to porządnie.
Kiedy kolejny raz minęliśmy drogowskaz, zorientowałam się gdzie dokładnie jedziemy. Tablice ze zmieniającą się ilością kilometrów do Południowej Dakoty, uświadomiły mi z kim mam niedługo się spotkać. Wstrzymałam na krótką chwilę oddech – tak poznam samego Roberta Singera zwanego w Supernatural Bobby’im. W sumie nie powinnam się temu dziwić. Rufus i Bobby przecież są starymi kumplami.
- Rozjaśniło ci się w głowie? – Usłyszałam głos Rufusa. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w ciemne tęczówki jego oczu.
- Mam jasno w głowie – odparłam. Postanowiłam nie bawić się w żadne gierki i nie udawać, że wiem co robię. Wciągnął mnie serial i tą wersję będę utrzymywać do końca.
- Nadal twierdzisz, że jesteśmy w tym, jak mu tam…
- Supernatural.
- Właśnie…
- Tak.
- W porządku – rzucił i ciężko westchnął. Podczas całej naszej podróży zadawał mi to pytanie kilka razy i zawsze otrzymywał tą samą odpowiedź. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i wcisnęłam się bardziej w fotel. Chciałam do domu.
Z daleka zamajaczył mi znany budynek. Przejechaliśmy przez bramę. Piaskowa droga poprowadziła nas pod sam dom. Na podwórku piętrzyły się wraki starych, obdrapanych samochodów. Przy otwartym drewnianym prowizorycznym garażu stała czarna Impala z 1967 roku. Od razu rozpoznałam ten samochód. Przytknęłam nos do szyby, aby lepiej go widzieć. Robił wrażenie, szczególnie na osobie, która ten samochód traktowała, jak nieodłączny element w Supernatural. Jak kolejnego głównego bohatera.
- Łoo – wyrwało mi się, co nie uszło uwadze Rufusa.
- Tylko nie mów, że w tym, jak mu tam…
- Supernatural – warknęłam, nie odrywając twarzy od auta Deana Winchestera. – Takie trudne do zapamiętania?
- Charakterek ci wraca – odparł. – Czy w tym Supernatural ten samochód gada?
- Masz mnie za idiotkę?
- Nie gada?
- Nie.
- To czym tu się tak ekscytować – rzucił, wzruszając ramionami.
Kiedy kolejny raz minęliśmy drogowskaz, zorientowałam się gdzie dokładnie jedziemy. Tablice ze zmieniającą się ilością kilometrów do Południowej Dakoty, uświadomiły mi z kim mam niedługo się spotkać. Wstrzymałam na krótką chwilę oddech – tak poznam samego Roberta Singera zwanego w Supernatural Bobby’im. W sumie nie powinnam się temu dziwić. Rufus i Bobby przecież są starymi kumplami.
- Rozjaśniło ci się w głowie? – Usłyszałam głos Rufusa. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w ciemne tęczówki jego oczu.
- Mam jasno w głowie – odparłam. Postanowiłam nie bawić się w żadne gierki i nie udawać, że wiem co robię. Wciągnął mnie serial i tą wersję będę utrzymywać do końca.
- Nadal twierdzisz, że jesteśmy w tym, jak mu tam…
- Supernatural.
- Właśnie…
- Tak.
- W porządku – rzucił i ciężko westchnął. Podczas całej naszej podróży zadawał mi to pytanie kilka razy i zawsze otrzymywał tą samą odpowiedź. Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej i wcisnęłam się bardziej w fotel. Chciałam do domu.
Z daleka zamajaczył mi znany budynek. Przejechaliśmy przez bramę. Piaskowa droga poprowadziła nas pod sam dom. Na podwórku piętrzyły się wraki starych, obdrapanych samochodów. Przy otwartym drewnianym prowizorycznym garażu stała czarna Impala z 1967 roku. Od razu rozpoznałam ten samochód. Przytknęłam nos do szyby, aby lepiej go widzieć. Robił wrażenie, szczególnie na osobie, która ten samochód traktowała, jak nieodłączny element w Supernatural. Jak kolejnego głównego bohatera.
- Łoo – wyrwało mi się, co nie uszło uwadze Rufusa.
- Tylko nie mów, że w tym, jak mu tam…
- Supernatural – warknęłam, nie odrywając twarzy od auta Deana Winchestera. – Takie trudne do zapamiętania?
- Charakterek ci wraca – odparł. – Czy w tym Supernatural ten samochód gada?
- Masz mnie za idiotkę?
- Nie gada?
- Nie.
- To czym tu się tak ekscytować – rzucił, wzruszając ramionami.
Chyba nic dziwnego, że miałam ochotę go udusić? I to tu na miejscu, w jego starym rozklekotanym samochodzie. Zmrużyłam na niego oczy. Rufus zaśmiał się pod nosem i bez słowa wysiadł. Zrobiłam to samo, w dalszym ciągu gapiąc się na czarny samochód.
Turner ruszył przed siebie, a ja spojrzałam na dom. Nie za duży, stary, z gdzieniegdzie odpryskującą farbą. Podeszliśmy do brązowych drzwi. Dopiero teraz zrozumiałam, że u Bobby’ego muszą być bracia. W końcu gdzie Impala, tam i oni. Przełknęłam lekko ślinę i poczułam zniecierpliwienie połączone z zagubieniem. Chciałam ich poznać, zresztą który fan serialu by tego nie chciał, ale z drugiej strony mogą szybko zawinąć manatki biorąc mnie za kompletną idiotkę.
Turner ruszył przed siebie, a ja spojrzałam na dom. Nie za duży, stary, z gdzieniegdzie odpryskującą farbą. Podeszliśmy do brązowych drzwi. Dopiero teraz zrozumiałam, że u Bobby’ego muszą być bracia. W końcu gdzie Impala, tam i oni. Przełknęłam lekko ślinę i poczułam zniecierpliwienie połączone z zagubieniem. Chciałam ich poznać, zresztą który fan serialu by tego nie chciał, ale z drugiej strony mogą szybko zawinąć manatki biorąc mnie za kompletną idiotkę.
Poczułam, jak coś puknęło mnie w ramię. To Turner wyrwał mnie z moich własnych myśli i gestem wskazał na drzwi, dając mi do zrozumienia, że powinnam nie bujać w obłokach, tylko skupić się na tym co tu i teraz. Następnie zapukał trzy razy i czekał.
Po chwili po drugiej stronie rozległy się kroki. Wlepiłam oczy w drzwi, czując dziwną ekscytacje. Co za paradoks sytuacji. Najpierw kompletne przerażenie, a potem to. Te skoki uczuć i nastrojów zaczęły już mnie męczyć. Jeśli tak będzie dalej to naprawdę zwariuję i trafię do ładnego pomieszczenia bez klamek.
Drzwi otworzyły się. Stanął w nich nie kto inny, jak właściciel złomowiska i gospodarz domu – Bobby. Na jego twarzy pokrytej zmarszczkami i szpakowatą brodą, gościła powaga. Ubrany był w przetarte dżinsy i flanelową koszulę. Na głowie znajdowała się czapka z daszkiem, która niemalże była jego znakiem rozpoznawczym. Rzadko rozstawał się z tym nakryciem głowy.
- Rufus, Lori – powiedział, spoglądając na każdego po kolei. – Wchodźcie.
- Dobrze cię widzieć staruszku – rzucił Turner, klepiąc go po ramieniu i wchodząc do szarej kuchni. Na stole znajdowało się kilka pustych kubków po kawie, a trze trzy butelki z piwem. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko było takie prawdziwe, że sama zaczęłam wątpić w to, czy nie pomieszało mi się w głowie. Może to rzeczywistość? Ale jeśli tak, to czy tamto życie było jedną wielką ściemą?
Na ziemię sprowadził mnie głos Rufusa.
- Widziałem Impalę – wskazał na okno. – Gdzie chłopaki?
- Na dole. Pewnie zaraz się wynurzą- odpowiedział Bobby i utkwił we mnie zaciekawiony wzrok. – Coś cicha jesteś Lori.
- Ja… Nie ważne – odpowiedziałam. Udałam, że nie widzę, jak mężczyźni wymieniają spojrzenia. Wychyliłam się nieco, aby zerknąć na zagracony salon. Było w nim mnóstwo starych książek i papierów. Bordowo-żółta tapeta odchodziła gdzieniegdzie od ścian, a sędziwe biurko, jak zwykle nosiło stosy zapisanych kartek. To miejsce miało swój klimat i nie powiem, ale było to ciekawe doświadczenie. Zobaczenie tego z tak bliska, a nie przez ekran telewizora.
Nagle usłyszałam znane głosy, a po ciele przeszedł mnie szybki dreszcz. W głowie zakołatała mi jedna myśl: Jezu… zaraz ich poznam! Przestąpiłam z nogi na nogę, starając się ukryć zniecierpliwienie. Drzwi od piwnicy otworzyły się i do kuchni weszli bracia. Dean chichotał pod nosem, a Sam zerkał na niego ze złością. Najwidoczniej starszy z Winchesterów znów z czymś wypali, co wkurzyło młodszego.
- Rufus i Lori, miło was widzieć – powiedział Sam, podając rękę czarnoskóremu mężczyźnie.
- Cześć – rzucił szybko Dean.
- Was też dobrze widzieć – odpowiedział Turner.
Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha. Bracia Winchester stali tuż przede mną, a ja mogłam dokładniej się im przyjrzeć. Starszy był niższym, ciemnym blondynem z zielonymi oczami, w których można było się zatopić. Na jego twarzy gościł cwaniacki uśmiech. Biła od niego pewność siebie. Młodszy natomiast był wysoki, miał brązowe dłuższe włosy i nieco ciemniejsze oczy od swojego brata, ale i w nich można było dostrzec zieleń. On również się uśmiechał, ciepło i serdecznie, jakby zobaczył starych znajomych.
- Jezu – mruknął Turner i dopiero wtedy zorientowałam się, że od dłuższego czasu cała czwórka bacznie mnie obserwuje. – Tylko nie mów, że ta para łosi to główni bohaterowie w, jak mu tam…
- Supernatural – warknęłam z nieukrywaną złością.
- Tylko mnie nie ugryź – odparł Turner, siadając przy stole.
- Jak tam wampiry? – zmienił temat Sam.
- Zdechły – rzucił Rufus. Dean postawił kolejne dwa piwa na stole. – A Lori dostała po głowie.
Obrzuciłam go srogim wzrokiem i usiadłam obok, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Rufus doprowadzał mnie do szału, ale w sumie ten typ tak ma. Zawsze go lubiłam, ale dzisiaj wyjątkowo mnie wkurzał. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie miałam możliwości rozmawiania z nim.
Pozostali również usiedli przy stole.
- Na czym stoimy? – zapytał Bobby.
- Lori uważa, że wszyscy gramy w serialu – odpowiedział Rufus siląc się na poważny ton, ale widać było, że nieco go to śmieszy. – I z tego, co widzę wy – wskazał na braci – jesteście głównymi postaciami.
- Jak w tych książkach – powiedział Dean. – Nakręcili też serial?
- Jeszcze tego brakowało- mruknął Sam. – Nie chce by ludzie mieli wgląd w moje życie.
- Dobra Lori – zaczął Bobby. – Co pamiętasz ze swojego życia?
- Wszystko – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Wiec wiesz, że jesteś łowcą…
- Nie – powiedziałam szybko. – Nie jestem łowcą. A wy…
- Tak, nie istniejemy – dokończył za mnie Rufus, a ja miałam ochotę go walnąć.
- Ja nie istnieję? – odparł Dean. – No, czuję się dotknięty. Ał! – Sam zdzielił go ręką w tył głowy. – Nie żyjesz!
- Możecie chociaż na chwilę być poważni?! – warknął Bobby. – Mamy tu pewną dość trudną sytuację.
- Dzięki za nazwanie mnie trudną sytuacją – rzuciłam.
- Ty też – machnął na mnie palcem Bobby. – Sarkazm i złośliwości zachowaj na później. Zresztą czego ja oczekuję. Zawsze miałaś charakterek. – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej z nieukrywaną urazą.
- Rozważałem wizytę u lekarza… - zaczął Rufus.
- Nie jestem chora – prychnęłam.
- Twierdzisz, że jesteś w serialu, więc musiało ci się co nie co poprzestawiać – ciągnął mężczyzna.
- Zabiję go, no normalnie go zabiję – pomyślałam, ale uznałam, że przestanę się stawiać, bo ta rozmowa nigdy się nie skończy.
- Ale może wystarczy jej trochę czasu. Może, jak się prześpi – dodał Rufus.
- To jest jakieś wyjście – odparł Sam.
- Ale jak to nie pomoże? – zapytał Bobby.
- Może Castiel będzie w stanie jej pomóc – rzucił Dean.
- To będzie ostateczne wyjście.
- Wiecie co, ja tu nadal jestem – rzuciłam, zerkając na każdego po kolei.
- Więc, co o tym myślisz? – zapytał Rufus.
- Mam to gdzieś. Chcę do domu – mruknęłam i ponownie skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Ta, to nadal nasza Lori – skomentował Bobby, poprawiając czapkę na głowie. – Ty – wskazał na mnie – i oni – pokazał na Winchesterów – doprowadzacie mnie do szału.
-Też cię kochamy Bobby – powiedział Dean, a Sam zaczął się śmiać.
Po chwili po drugiej stronie rozległy się kroki. Wlepiłam oczy w drzwi, czując dziwną ekscytacje. Co za paradoks sytuacji. Najpierw kompletne przerażenie, a potem to. Te skoki uczuć i nastrojów zaczęły już mnie męczyć. Jeśli tak będzie dalej to naprawdę zwariuję i trafię do ładnego pomieszczenia bez klamek.
Drzwi otworzyły się. Stanął w nich nie kto inny, jak właściciel złomowiska i gospodarz domu – Bobby. Na jego twarzy pokrytej zmarszczkami i szpakowatą brodą, gościła powaga. Ubrany był w przetarte dżinsy i flanelową koszulę. Na głowie znajdowała się czapka z daszkiem, która niemalże była jego znakiem rozpoznawczym. Rzadko rozstawał się z tym nakryciem głowy.
- Rufus, Lori – powiedział, spoglądając na każdego po kolei. – Wchodźcie.
- Dobrze cię widzieć staruszku – rzucił Turner, klepiąc go po ramieniu i wchodząc do szarej kuchni. Na stole znajdowało się kilka pustych kubków po kawie, a trze trzy butelki z piwem. Rozejrzałam się dookoła. Wszystko było takie prawdziwe, że sama zaczęłam wątpić w to, czy nie pomieszało mi się w głowie. Może to rzeczywistość? Ale jeśli tak, to czy tamto życie było jedną wielką ściemą?
Na ziemię sprowadził mnie głos Rufusa.
- Widziałem Impalę – wskazał na okno. – Gdzie chłopaki?
- Na dole. Pewnie zaraz się wynurzą- odpowiedział Bobby i utkwił we mnie zaciekawiony wzrok. – Coś cicha jesteś Lori.
- Ja… Nie ważne – odpowiedziałam. Udałam, że nie widzę, jak mężczyźni wymieniają spojrzenia. Wychyliłam się nieco, aby zerknąć na zagracony salon. Było w nim mnóstwo starych książek i papierów. Bordowo-żółta tapeta odchodziła gdzieniegdzie od ścian, a sędziwe biurko, jak zwykle nosiło stosy zapisanych kartek. To miejsce miało swój klimat i nie powiem, ale było to ciekawe doświadczenie. Zobaczenie tego z tak bliska, a nie przez ekran telewizora.
Nagle usłyszałam znane głosy, a po ciele przeszedł mnie szybki dreszcz. W głowie zakołatała mi jedna myśl: Jezu… zaraz ich poznam! Przestąpiłam z nogi na nogę, starając się ukryć zniecierpliwienie. Drzwi od piwnicy otworzyły się i do kuchni weszli bracia. Dean chichotał pod nosem, a Sam zerkał na niego ze złością. Najwidoczniej starszy z Winchesterów znów z czymś wypali, co wkurzyło młodszego.
- Rufus i Lori, miło was widzieć – powiedział Sam, podając rękę czarnoskóremu mężczyźnie.
- Cześć – rzucił szybko Dean.
- Was też dobrze widzieć – odpowiedział Turner.
Przez chwilę zapomniałam, jak się oddycha. Bracia Winchester stali tuż przede mną, a ja mogłam dokładniej się im przyjrzeć. Starszy był niższym, ciemnym blondynem z zielonymi oczami, w których można było się zatopić. Na jego twarzy gościł cwaniacki uśmiech. Biła od niego pewność siebie. Młodszy natomiast był wysoki, miał brązowe dłuższe włosy i nieco ciemniejsze oczy od swojego brata, ale i w nich można było dostrzec zieleń. On również się uśmiechał, ciepło i serdecznie, jakby zobaczył starych znajomych.
- Jezu – mruknął Turner i dopiero wtedy zorientowałam się, że od dłuższego czasu cała czwórka bacznie mnie obserwuje. – Tylko nie mów, że ta para łosi to główni bohaterowie w, jak mu tam…
- Supernatural – warknęłam z nieukrywaną złością.
- Tylko mnie nie ugryź – odparł Turner, siadając przy stole.
- Jak tam wampiry? – zmienił temat Sam.
- Zdechły – rzucił Rufus. Dean postawił kolejne dwa piwa na stole. – A Lori dostała po głowie.
Obrzuciłam go srogim wzrokiem i usiadłam obok, krzyżując ręce na klatce piersiowej. Rufus doprowadzał mnie do szału, ale w sumie ten typ tak ma. Zawsze go lubiłam, ale dzisiaj wyjątkowo mnie wkurzał. Może dlatego, że nigdy wcześniej nie miałam możliwości rozmawiania z nim.
Pozostali również usiedli przy stole.
- Na czym stoimy? – zapytał Bobby.
- Lori uważa, że wszyscy gramy w serialu – odpowiedział Rufus siląc się na poważny ton, ale widać było, że nieco go to śmieszy. – I z tego, co widzę wy – wskazał na braci – jesteście głównymi postaciami.
- Jak w tych książkach – powiedział Dean. – Nakręcili też serial?
- Jeszcze tego brakowało- mruknął Sam. – Nie chce by ludzie mieli wgląd w moje życie.
- Dobra Lori – zaczął Bobby. – Co pamiętasz ze swojego życia?
- Wszystko – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Wiec wiesz, że jesteś łowcą…
- Nie – powiedziałam szybko. – Nie jestem łowcą. A wy…
- Tak, nie istniejemy – dokończył za mnie Rufus, a ja miałam ochotę go walnąć.
- Ja nie istnieję? – odparł Dean. – No, czuję się dotknięty. Ał! – Sam zdzielił go ręką w tył głowy. – Nie żyjesz!
- Możecie chociaż na chwilę być poważni?! – warknął Bobby. – Mamy tu pewną dość trudną sytuację.
- Dzięki za nazwanie mnie trudną sytuacją – rzuciłam.
- Ty też – machnął na mnie palcem Bobby. – Sarkazm i złośliwości zachowaj na później. Zresztą czego ja oczekuję. Zawsze miałaś charakterek. – Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej z nieukrywaną urazą.
- Rozważałem wizytę u lekarza… - zaczął Rufus.
- Nie jestem chora – prychnęłam.
- Twierdzisz, że jesteś w serialu, więc musiało ci się co nie co poprzestawiać – ciągnął mężczyzna.
- Zabiję go, no normalnie go zabiję – pomyślałam, ale uznałam, że przestanę się stawiać, bo ta rozmowa nigdy się nie skończy.
- Ale może wystarczy jej trochę czasu. Może, jak się prześpi – dodał Rufus.
- To jest jakieś wyjście – odparł Sam.
- Ale jak to nie pomoże? – zapytał Bobby.
- Może Castiel będzie w stanie jej pomóc – rzucił Dean.
- To będzie ostateczne wyjście.
- Wiecie co, ja tu nadal jestem – rzuciłam, zerkając na każdego po kolei.
- Więc, co o tym myślisz? – zapytał Rufus.
- Mam to gdzieś. Chcę do domu – mruknęłam i ponownie skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
- Ta, to nadal nasza Lori – skomentował Bobby, poprawiając czapkę na głowie. – Ty – wskazał na mnie – i oni – pokazał na Winchesterów – doprowadzacie mnie do szału.
-Też cię kochamy Bobby – powiedział Dean, a Sam zaczął się śmiać.
***
- Jak to mnie zostawiasz? – zapytałam, nie ukrywając pretensji. Byłam bowiem przekonana, że skoro chcę wrócić do domu to powinnam trzymać się blisko Rufusa. W końcu obudziłam się w jego towarzystwie i byłam pewna, że tylko on będzie w stanie wysłać mnie z powrotem.
- Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia, a ty w tym stanie nie dasz rady mi pomóc.
- Mam tu zostać?
- Tak. Będziemy w kontakcie.
Poklepał mnie po polecach, pożegnął się z pozostałymi łowcami i wyszedł z domu. Po chwili usłyszałam odgłos silnika, a potem jak odjeżdża.
- Bosko – mruknęłam po nosem.
- Powinnaś odpocząć – odezwał się Bobby. – Na górze jest wolny pokój.
- Dzięki – rzuciłam.
- Zaprowadzić cię? – zapytał Sam.
- Poradzę sobie.
Wzięłam torbę, minęłam ich i zaczęłam wspinać się po schodach. Kiedy znalazłam się na górze, zabrałam się za odnalezienie wolnego pokoju. Po chwili byłam w niewielkim pokoiku z dwuosobowym łóżkiem. Tapeta na ścianie przedstawiała wyblakłe różyczki. Oprócz łóżka stał tu też stolik z dwoma krzesłami i szafka na ubrania.
Szybko przebrałam się w świeże ubrania, które znalazłam w niby mojej torbie i rzuciłam się na łóżko, zakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. W filmach główny bohater ma przeważnie dwadzieścia cztery godziny, aby wrócić do swojego czasu, rzeczywistości czy świata. Zawsze jednak ma jakieś wskazówki. Ja natomiast nie miałam nic. Ani wskazówek, ani limitu czasu. Boże, czyżbym utknęła tu na zawsze?
Nawet nie zorientowałam się, w którym momencie odpłynęłam.
Ciąg dalszy nastąpi...
***
U mnie jak zwykle dłuższa przerwa od blogowania, ale w końcu jestem. Mam nadzieję, że rozdział przypadnie wam do gustu. Zastanawiam się też kiedy nadejdzie ten dzień, kiedy zacznę mieć więcej czasu i przestanę robić sobie zaległości u was. Mam nadzieję, że niedługo się to zmieni. :)
Pozdrawiam!
Tak zwany Edit :D
Utworzyłam zakładkę Spam - w końcu :D Tam zostawiajcie mi informacje o nowych notkach u was. Myślę, że to pomoże mi w jakiś sposób być na bieżąco z waszymi historiami, bo nie ukrywam, ale czasami się gubię, gdzie byłam, a gdzie nie :)
Pozdrawiam!
Tak zwany Edit :D
Utworzyłam zakładkę Spam - w końcu :D Tam zostawiajcie mi informacje o nowych notkach u was. Myślę, że to pomoże mi w jakiś sposób być na bieżąco z waszymi historiami, bo nie ukrywam, ale czasami się gubię, gdzie byłam, a gdzie nie :)
Pozdrawiam!